 | William SzekspirRomeo i Julia |
Tragiczną historię dwójki młodych kochanków z Werony zna chyba każdy. Reżyser Marcin Hycnar stworzył na jej kanwie spektakl bardzo silnie osadzony w naszym, dzisiejszym świecie. Świecie niezwykle dynamicznym, dowcipnym, ostrym, pełnym dyskotekowej muzyki, a jednocześnie niewolnym od prostych, głębokich uczuć i prawdziwych wzruszeń. Tytułowi bohaterowie desperacko walczą o prawo do kochania, o odnalezione właśnie uczucie. I zderzają się wciąż z zimnym, wyrachowanym, cynicznym światem, który dawno już przestał wierzyć w miłość od pierwszego wejrzenia… ZWIASTUN Ceny biletów: wtorki, środy, czwartki i niedziele • obszar cenowy A; normalny 57 zł, ulgowy 42 zł • obszar cenowy B; normalny 47 zł, ulgowy 32 zł • obszar cenowy C; normalny 32 zł, ulgowy 17 zł
piątki i soboty • obszar cenowy A; normalny 67 zł, ulgowy 57 zł • obszar cenowy B; normalny 57 zł, ulgowy 47 zł • obszar cenowy C; normalny 32 zł, ulgowy 22 zł UWAGA: Podczas spektaklu wykorzystany zostanie efekt stroboskopowy
(światło pulsujące z dużą częstotliwością). Osoby wrażliwe na ten rodzaj
oświetlenia prosimy o zachowanie szczególnej ostrożności.
Premiera: 04.10.2015Czas trwania: 180 min
Obsada:Recenzje:Marcin Mochal, Romeo i Julia w Teatrze Słowackiego, /www.kempinsky.pl/, 15.09.2015
Na początek parę słów wyjaśnienia. Spektakl obejrzałem podczas jednego z dwóch oficjalnych (niebędących np. otwartą próbą), biletowanych wystawień sztuki zorganizowanych przez Teatr im. Juliusza Słowa[...]
...Na początek parę słów wyjaśnienia. Spektakl obejrzałem podczas jednego z dwóch oficjalnych (niebędących np. otwartą próbą), biletowanych wystawień sztuki zorganizowanych przez Teatr im. Juliusza Słowackiego w Krakowie przed galą premierową. Teoretycznie nie powinno się recenzować spektakli przed ich premierą, (…) ale postanowiłem się rozgrzeszyć. Wstrzymałbym się, gdyby moja opinia miała być negatywna, dając niejako szansę Twórcom na wygładzenie jeszcze spektaklu. Jednakowoż „Romeo i Julia” (w przekładzie Stanisława Barańczaka) obejrzany przeze mnie miesiąc przed premierą okazał się tak dopracowanym widowiskiem, nomen omen zwieńczonym zasłużoną owacją na stojąco, że doszedłem do wniosku, że warto co nieco o nim napisać. W parę kochanków z Werony wcielili się Ewa Jakubowicz oraz Marcin Wojciechowski. Nieco roztrzepana, działająca pod wpływem impulsu Julia z łatwością zyska sympatię publiczności, zaś ckliwy, melancholijny Romeo irytuje. Lecz irytuje nie na darmo. Konsekwencja budowania przez Wojciechowskiego postaci w sposób, który sprawia że aż chciałoby się nim potrząsnąć i krzyknąć „Weź się chłopie w garść!” odpłaca się w momencie kiedy grany przez doskonałego jak zwykle Grzegorza Mielczarka ojciec Laurenty właśnie tak młodzikiem wstrząsa. Bardzo satysfakcjonująca scena, a co ważniejsze począwszy od niej, zachowanie naszego Romea się zmienia. Między Jakubowicz i Wojciechowskim istnieje sceniczna chemia, przekonują jako para. Popisowo odgrywają podchwytliwą scenę balkonową („ Romeo , Romeo czemuż ty jesteś Romeo?”), z jednej strony ikoniczną dla „Romea i Julii”, a z drugiej tak łatwą do całkowitego położenia. Można w niej popaść w niezamierzoną (bądź zamierzoną – nie wiem co byłoby gorsze) farsę, kicz, patos. W Teatrze Słowackiego obserwujemy intrygujące, zabarwione humorem (lecz nigdy nie wpadające w farsę) miłosne podchody. To powiedziawszy, przypuszczam, że najbardziej pamiętnymi postaciami z krakowskiego przedstawienia wcale nie będą Romeo i Julia, lecz inna para – przebojowe role drugoplanowe pomocników tytułowych bohaterów stworzyli bowiem Karolina Kamińska jako pokojówka i powiernica Julii – Marta oraz Marcin Sianko jako przyjaciel Romea – Merkucjo. Obydwie postaci dodają spektaklowi sporo dynamiki oraz – kiedy można – humoru. całość recenzji
Monika Siara, Tańce, hulańce i swawole, /Teatr Dla Was/, 11.10.2015
Historię nieszczęśliwych kochanków z Werony tym razem opowiada się za pomocą współczesnej muzyki, dyskotekowych tańców i współczesnych
kostiumów. Najnowsza premiera Teatru im. Juliusza Słowackiego t[...]
...Historię nieszczęśliwych kochanków z Werony tym razem opowiada się za pomocą współczesnej muzyki, dyskotekowych tańców i współczesnych
kostiumów. Najnowsza premiera Teatru im. Juliusza Słowackiego to jednak
przede wszystkim widowisko taneczno-muzyczne, zachwycające swoją
energią. (...) choreografia Macieja Prusaka robi ogromne, zaskakujące wrażenie. Fabuła została poprzeplatana muzyczno-tanecznymi wstawkami, które momentami są o wiele bardziej interesujące niż niczym już nie zaskakujące dialogi pomiędzy aktorami. Tańce wprowadzają znacznie ciekawszy poziom emocji kreowanych postaci – momentami sprawiają wrażenie nasyconych podnieceniem, czasem są bitwą pomiędzy jednymi a drugimi. Tańce Romea, Benvolia i Merkucja są szelmowskie i zabawne. Kiedy bal organizowany w domu Capulettich dobiega końca, taniec przypomina raczej orgię, powoli zbliżającą się do apogeum, niż wzajemne adoracje mężczyzn i kobiet. Wszystko to dzieje się w rytmie współczesnej muzyki. Aktorzy poruszają się nie tylko po scenie – widownia i loże również stają się miejscem, w którym toczy się akcja. Trójka młodzieńców z Werony co chwila zagląda w loże, wskakuje do nich, zaczepia widzów na widowni, bezpośrednio się do nich zwracając. Zagadujący do widzów Merkucjo staje się jeszcze bardziej szelmowski niż ten z kart dramatu Szekspira.(...) Matka i ojciec Julii tworzą najbardziej ognistą i barwną parę dramatu.
Służka Marta sprawia wrażenie, jakby słowo cnota nie znaczyło dla niej
zupełnie nic. Książę Werony przeraża i hipnotyzuje za każdym razem, jak
pojawia się na scenie. całość recenzji
Łukasz Gazur, Szekspir blisko widza, /Dziennik Polski/, 21.10.2015
Udało się Teatrowi im. J. Słowackiego zrobić spektakl z szacunkiem dla tekstu Szekspira, ale jednocześnie unikając wystawiania ramoty - co się krakowskim scenom w wypadku kanonu dramatów czasem zdarza[...]
...Udało się Teatrowi im. J. Słowackiego zrobić spektakl z szacunkiem dla tekstu Szekspira, ale jednocześnie unikając wystawiania ramoty - co się krakowskim scenom w wypadku kanonu dramatów czasem zdarza. To „Romeo i Julia” w ciekawej, niemal musicalowej formie, acz bez ekscesów. To także głos współczesny. Oglądając efektowne sceny taneczne, bardziej ma się wrażenie obcowania z kinowymi hitami w stylu „Zakochany Szekspir” czy nawet „Step up” niż z dramatem mistrza ze Stratfordu. Ale jednak szybko orientujemy się, że nie ma tu mowy o „poprawianiu oryginału”, jego „przepisywaniu”, dekonstruowaniu, odnajdywaniu drugiego i trzeciego dna. Nic z tych rzeczy. Ma być atrakcyjnie, ale w zgodzie z literą tekstu. Spektakl zrobiony jest z rozmachem. Dość wspomnieć, że wchodzi w pierwsze rzędy widowni, rozpisany jest też na balkony. Toczy się więc w kilku płaszczyznach, a wszystko łatwiej jest oglądać dzięki lustrzanej scenografii. Do tego zgrabnie skomponowane przez Martynę Kander kostiumy. Wszystko estetycznie ze sobą współgra, nie ma wizualnych dysonansów mimo zmian, jakie zachodzą na scenie. Pod tym względem do krakowskiej inscenizacji „Romea i Julii” nie można mieć zarzutów. W roli najsłynniejszej pary w dziejach scen teatralnych dobrze odnajdują się Ewa Jakubowicz oraz Marcin Wojciechowski. Ona - trochę trzpiotka, trochę zakochana panna. On - nieco sentymentalny, rozpływający się w romantycznym uczuciu. Zgrabnie się uzupełniają na scenie, budując świadomie obie pierwszoplanowe postacie dramatu. Bywa zabawnie, aczkolwiek nie ma mowy o farsowym zabarwieniu. Reżyserujący „Romea i Julię” Marcin Hycnar dobrze się spisał. Stworzył rzecz o wielkiej miłości w atrakcyjnej wizualnie i muzycznie formie. Przemyślał nie tylko to, co chce powiedzieć dzisiejszej publiczności szekspirowskimi słowami, ale także: jak. całość recenzji
Agnieszka Kiełbowicz, Ponadczasowa potęga miłości, /Dziennik Teatralny/, 21.10.2015
(...) W tym całym entourage'u wykreowanym na potrzeby krakowskiego spektaklu, doskonale odnajduje się zespół aktorski. Romeo (Marcin Wojciechowski) i Julia (Ewa Jakubowicz) zachwycają młodzieńczą ener[...]
...(...) W tym całym entourage'u wykreowanym na potrzeby krakowskiego spektaklu, doskonale odnajduje się zespół aktorski. Romeo (Marcin Wojciechowski) i Julia (Ewa Jakubowicz) zachwycają młodzieńczą energią. Merkucjo (Marcin Sianko) i Benvolio (Daniel Malchar) uwodzą w tanecznych scenach. Ciekawie wypadają również rodzice Julii, kreowani przez Agnieszkę Judycką i Marcina Kuźmińskiego oraz Ojciec Laurenty, w rolę którego wcielił się Grzegorz Mielczarek. Jak wiadomo w dramacie Szekspira brak happy endu. Stare urazy i rodowa nienawiść doprowadzają zakochanych do samobójczej śmierci, od której nie ma już odwrotu. Jednak interpretacja Hycnara mile zaskakuje, utwierdzając widza w przekonaniu, że i aktualnie dramat Szekspira w dzisiejszym kostiumie i w rytmie współczesnej muzyki może podobać się również teatralnym tradycjonalistom. Takie „hycnarowskie” postrzeganie teatralnej klasyki, szacunek dla wypowiadanego słowa i taki rodzaj myślenia o inscenizacji jaki zobaczyliśmy w Teatrze Słowackiego daje nadzieję, że w najmłodszym pokoleniu reżyserów znajdują się twórcy, którzy proponują nowoczesną relację z dramatycznym tekstem, przetwarzając go jednak i interpretując z pełnym szacunkiem dla autora i jego myśli. Tacy reżyserzy jak Marcin Hycnar powodują, że mimo smutnego zakończenia szekspirowskiego arcydzieła, opuszczamy teatr z satysfakcją wynikającą z uczestnictwa w wielkim artystycznym przedsięwzięciu, w którym ponad wszelką wątpliwość liczy się siedzący naprzeciwko sceny trochę zamyślony i nawet nieco tym zamyśleniem zaskoczony, ale w pełni zadowolony widz. całość recenzji
Monika Sobieraj, Reaktywacja kochanków, /Dziennik Teatralny Kraków/, 26.10.2015
„Być albo nie być? Oto jest pytanie". Robić czy nie robić? Oto
jest pytanie – można by na początku po szekspirowsku, tudzież
„hamletowsku", zapytać. Bo to nie lada wyzwanie stworzyć kolejną z rzędu
[...]
...„Być albo nie być? Oto jest pytanie". Robić czy nie robić? Oto
jest pytanie – można by na początku po szekspirowsku, tudzież
„hamletowsku", zapytać. Bo to nie lada wyzwanie stworzyć kolejną z rzędu
adaptację tak kultowego dramatu jakim jest „Romeo i Julia", a przy tym
nie wpaść w jedną z pułapek, czyhających na śmiałków walczących z klasyką. Personalnie do klasyki podchodzę z ogromnym dystansem, ale z jeszcze większą ciekawością obserwowałam performance, który przygotował
Marcin Hycnar na scenie Teatru im. Juliusza Słowackiego. Trzeba
przyznać, że omijając zastawione sidła stworzył bardzo dobry spektakl,
godnie otwierając tym samym nowy sezon teatralny. (...) Ciekawie została ujęta przez Hycnara osoba kochanka, gdyż
niewątpliwie wzbudza emocje (jakie by one nie były), ewoluuje i staje
się przez to wielowymiarowa. Generalnie przyglądając się postaciom,
można stwierdzić, że Hycnar je rozbudował, wzbogacił, nasycił
wieloznacznością. Julia również nie jest tylko słodką kochanką, roniącą
łzy za swym lubym – czasem wydaje się, że ma więcej cech męskich niż sam
Romeo. A jeśli już przy postaciach jesteśmy, warto zauważyć, że reżyser
oprócz oczywistego wysunięcia na plan pierwszy nieszczęśliwych
kochanków, rozbudowuje wątki pobocznych postaci, co nadaje kolorytu
sztuce i wprowadza powiew świeżości oraz pewnej nieszablonowości do przedsięwzięcia. Mam tu na myśli rezolutną pokojówkę Julii – Martę
(Karolina Kamińska), zawadiackiego przyjaciela Romea – Merkucja (Marcin
Sianko), czy rodziców nieszczęśliwie zakochanej. Wszystko to poszerza
perspektywę spojrzenia na miłosną historię, jakby wprowadzając trochę
realności i życia do sennej oraz mglistej opowieści o śmiertelnym
zauroczeniu. Przez cały spektakl towarzyszyło mi nieodparte wrażenie, że poprzez
wszystkie zabiegi Hycnara i nieocenioną pracę jaką włożył Maciej Prusak w zbudowanie choreografii, celem tego przedsięwzięcia było nadanie
dynamizmu oraz dolanie energii życiowej do tych romantycznych trucheł. (...) Te tragiczne momenty w sztuce, przemowy, dialogi mogły trącić
śmiesznością i tandetą, jednak tak się nie stało – za to wielkie brawa
dla reżysera. Stworzył on sztukę świetnie skomponowaną pod względem
obsady, rekwizytów, światła oraz muzyki, rewelacyjnie przygotowaną,
dograną do ostatniego szczegółu, rzec by można było – kompletną.
Wywołującą w pewnych momentach wzruszenie, czy nawet podskórną tęsknotę
za uczuciem czystym, bezwarunkowym, bezkompromisowym i silniejszym niż
śmierć. Od czasów Szekspira wiele się zmieniło – z przymrużeniem oka
postrzegamy tę historię, jednak na pewno jakiś fragment tej opowieści
dotyka którejś ze strun duszy, bo w przeciwnym razie tekst Szekspira
dawno odszedłby w zapomnienie.
całość recenzji
Julia Lizurek, Wytańczyć miłość, /teatralia.com.pl/, 26.11.2015
Tragedia Stradforczyka to w interpretacji reżysera Marcina Hycnara nie dramat o miłości, która próbuje zwyciężyć nienawiść zwaśnionych rodów, a nieco groteskowe studium intensywnych stanów zakochania,[...]
...Tragedia Stradforczyka to w interpretacji reżysera Marcina Hycnara nie dramat o miłości, która próbuje zwyciężyć nienawiść zwaśnionych rodów, a nieco groteskowe studium intensywnych stanów zakochania, którego efekty dotykają nie tylko parę tytułowych kochanków, ale także całą Weronę. Odważyłabym się stwierdzić, że Hycnar zmaga się z mitem wielkiej miłości i nienawiści, który przylgnął do dramatu Szekspira. Przewrotność swojej lektury zdradza już w drugiej scenie: Młodzieńcy z amerykańskiej West Side Story wpadają na wystylizowany poprzez stroje, fryzury i baletowe ruchy, XVI-wieczny bal u Capulettich, rodem z filmu Franco Zefirelliego. Uwagę widza przyciągają przede wszystkim mocno zarysowane postacie. Pani Montecchi w tanecznym geście nerwowo połyka tabletki uspokajające. Pani Capuletti w czerwonej seksownej sukience prezentuje przerysowaną pewność siebie. Pan Capuletti gra rolę wyluzowanego tyrana, Ojciec Laurenty – tajemniczego mafijnego bosa, Książę – alkoholika i dziwkarza. Merkucjo, Benvolio i Romeo nawet mimo udawanej apatii tego ostatniego tańczą w rytm Stayin’ alive Bee Gees jak trzej muszkieterowie. Marta-niania i Julia to najlepsze przyjaciółki (w podobnym wieku!), które plotkują na łóżku „panienki”, wyciągając z szuflad pochowane słodycze i szukając idealnych ubrań. Siłą napędową akcji stanowi humor. Bazuje on na groteskowości przedstawionych bohaterów, ale także na zrozumieniu tego zabiegu przez aktorów. Romeo i Julia odgrywają z lekkością swoją egzaltację. Ironicznie brzmią wszystkie napisane przez Szekspira kwestie wypowiadane „na stronie”, które w przedstawieniu funkcjonują zupełnie inaczej. Szczególnie widoczne jest to w scenie balkonowej, gdzie przyszli kochankowie uwodzą słowami, które pozornie kierują do wewnątrz siebie. Poczucie humoru zbliża ich do siebie.
całość recenzji
Alicja Wielgus, Szkspir dobrze zagrany, /Teatr dla Was/, 16.12.2015
Marcin Hycnar rewolucji nie dokonał, ale robiąc tak niewiele, zrobił tak wiele – zwłaszcza dla spragnionych klasyki widzów! Pozwolił płynąć słowom Szekspira (co wcale nie musiało być takie oczywiste) [...]
...Marcin Hycnar rewolucji nie dokonał, ale robiąc tak niewiele, zrobił tak wiele – zwłaszcza dla spragnionych klasyki widzów! Pozwolił płynąć słowom Szekspira (co wcale nie musiało być takie oczywiste) i to w tłumaczeniu Stanisława Barańczaka. To już gwarantuje sukces, który jednak można wciąż stracić. Tak się jednak w przedstawieniu Hycnara nie stało. Czy to za sprawą wspaniałej choreografii Macieja Prusaka, czy dobrze dobranych kostiumów przez Martynę Kander, a może „współwinni” temu wszystkiemu są aktorzy, których na scenie nie brakuje. Bogata obsada dodaje widowisku blasku, pozwala napawać się pięknem płynącym ze sceny. (...) Uwspółcześniona interpretacja połączona z klasycznym tekstem upewnia, że działo Szekspira jest ponadczasowe. Hycnar wydobywając tekst, nie stracił jego uniwersalności, a jednocześnie dodał mu kolorytu. Tak
przygotowany Szekspir będzie przyciągał tłumy, oby nie były to tylko
tłumy wycieczek szkolnych.
całość recenzji
Emilia Malik, uczennica Gimnazjum w Zespole Szkół nr 3 w Chrzanowie, Recenzja nadesłana, //, 19.05.2016
Udając się na spektakl byłam przekonana, że będzie to kolejna, czysto szkolna interpretacja dzieła mistrza ze Stratfordu skierowana do młodzieży. Niedługo po rozpoczęciu przedstawienia okazało się, że[...]
...Udając się na spektakl byłam przekonana, że będzie to kolejna, czysto szkolna interpretacja dzieła mistrza ze Stratfordu skierowana do młodzieży. Niedługo po rozpoczęciu przedstawienia okazało się, że mamy do czynienia z czymś zupełnie innym. Pokazana nam sztuka była nowoczesną adaptacją Szekspirowskiego dzieła, pokazującą nam bohaterów, których dotąd nie znaliśmy. Uważam jednak, że ten sposób przedstawienia, mimo że odbiegający od oryginału, nieco zmienia podejście do dramatu i potrafi rozbawić widza, jednocześnie skłaniając do refleksji nad dzisiejszym światem.
Reżyser spektaklu sprawił, że melancholijna, miłosna tragedia przerodziła się po części w komedię. Dwa akty pokazują wyraźny podział na połowy: zabawną i tragiczną. (...) Tego rodzaju podział wydaje mi się niebanalnym pomysłem, urozmaicającym sztukę i pomagającym ją lepiej zrozumieć. (...) Choreograf Marcin Prusak wykonał swoje zadanie po mistrzowsku. Momenty taneczne stały się wyjątkowym atutem spektaklu. Muzyka była tam genialnie dopasowana, a choreografia bogata i ciekawa. Na gromkie brawa zasługuje ostatni taniec Romea i Julii, przepełniony uczuciami, wyjątkowo zapadający w pamięć.
Idea połączenia nowoczesności z klasyką postawiła charakteryzatorów przed ciężkim zadaniem opracowania kilku odpowiednich strojów i makijaży dla jednej postaci. Efekt końcowy był nader satysfakcjonujący. Uwagę przyciągały majestatyczne suknie pań na balu maskowym, szczególnie te należące do Julii i jej matki. Uszyte z niezwykłą precyzją ze złotych i bordowych materiałów, wyglądały wręcz królewsko.
Obsada aktorów w sztuce była niezwykle trafna. Odtwórcy ról spisali się znakomicie. Główni bohaterowie sztuki, grani przez młodych, lecz doświadczonych aktorów Marcina Wojciechowskiego i Ewę Jakubowicz, doskonale przekazali nam nastrój sztuki, czasem zabawny, czasem namiętny, momentami tragicznie smutny. Spełnili zadanie dane im przez reżysera, potrafili dogłębnie pokazać przemieniającą siłę miłości. Zaskoczyła mnie mistrzowska umiejętność Julii do wygłaszania monologów, które w jej wykonaniu nie potrafiły zanudzić widza. Zwróciłam również uwagę na wspomnianych już wcześniej mistrzów żartu, Merkucja i Benvolia, oraz na opiekunkę Martę. Rodzice głównych bohaterów, państwo Capuletti (Agnieszka Judycka i Marcin Kuźmiński) oraz Montecchi (Marta Konarska i Tomasz Augustynowicz), nieco przytłumieni w oryginalnym dramacie, okazali się wyjątkowo barwnymi i nietuzinkowymi postaciami. Brawa należą się odtwórcy roli ojca Laurentego, który niezwykle dojrzale przedstawił nam Szekspirowskiego mnicha. (...) Spektakl uważam za udany, zdecydowanie wyróżniający się. Potrafi zaskoczyć widza, a wykorzystane przez reżysera przeniesienie sztuki do dzisiejszych czasów pokazało nam nieznane wątki Szekspirowskiej tragedii, jednocześnie dając powody do refleksji. Serdecznie polecam przedstawienie wszystkim fanom miłosnych historii, pięknych tańców i nietuzinkowych efektów specjalnych.
Maria Piękoś-Konopnicka, Kolejna opowieść o miłości i śmierci, /Dziennik Teatralny Kraków/, 15.07.2016
Reżyser sięgnął po sprawdzone i silne indywidualności aktorskie: zwłaszcza Grzegorza Mielczarka, Marcina Sianko, Karolinę Kamińską i Marcina Kuźmińskiego. To właśnie ci aktorzy sprawili, że spektakl j[...]
...Reżyser sięgnął po sprawdzone i silne indywidualności aktorskie: zwłaszcza Grzegorza Mielczarka, Marcina Sianko, Karolinę Kamińską i Marcina Kuźmińskiego. To właśnie ci aktorzy sprawili, że spektakl jest wyrazisty. W pamięć zapada zwłaszcza monolog Merkucja, który opowiadając o królowej Mab przetacza się po scenie, a kończy na widowni, vis a vis kobiecej twarzy (chyba każda dziewczyna czytająca z wypiekami na twarzy „Romea i Julię" marzy o tym monologu powiedzianym właśnie do niej), a także szalejący w gniewie ojciec Julii, budzący respekt. Bardzo silna w odbiorze jest nauka ojca Laurentego, krzyczącego na Romea i pouczającego go o powinności mężczyzny bycia twardym i zdecydowanym. Wypowiedziane przez niego słowa „bądź mężczyzną" szczególnie podkreślają niedojrzałość młodzieńca, którego romans z Julią tym bardziej staje się szaleństwem. Ewa Jakubowicz i Marcin Wojciechowski, wcielający się w tytułowe postaci, emanują świeżością, słodką infantylnością, wprowadzają na scenę oddech; są tak delikatni, że aż nierealni. Gdy zaczynałam pisać tę recenzję, zanotowałam, że spodziewam się dużego zainteresowania spektaklem i długiej jego obecności na afiszach. Tak dobrze wyreżyserowana sztuka, w dodatku lektura szkolna, musi znaleźć wielu odbiorców. Po prostu „must see". Śmierć Marcina Kuźmińskiego, niecały tydzień po obejrzeniu spektaklu, jest szokiem, zwłaszcza wobec energii, którą oddawał podczas pracy. Zostanie zapamiętany przeze mnie jako Capuletti: dumny, żywiołowy, jedna z najlepszych postaci dzieła; utalentowany aktor, którego z przyjemnością oglądało się na scenie. Nie ma ludzi niezastąpionych, są za to niepowtarzalni. Do nich właśnie należy Marcin Kuźmiński. Żegnaj, Capuletti.
całość recenzji
Ania Kańska Małachowska, Potęga miłości w Teatrze Słowackiego, /nascenie.info/, 27.12.2016
Warstwę fabularną znakomicie uzupełniają efektowne układy choreograficzne Macieja Prusaka. Ciekawą scenerię dla rozgrywającej się akcji stworzyła Julia Skrzynecka. (...)Julia Ewy Jakubowicz pełna wigo[...]
...Warstwę fabularną znakomicie uzupełniają efektowne układy choreograficzne Macieja Prusaka. Ciekawą scenerię dla rozgrywającej się akcji stworzyła Julia Skrzynecka. (...) Julia Ewy Jakubowicz pełna wigoru, młodzieńczej energii, przepełniona wielkim uczuciem jest bardzo autentyczna (...) Znakomity jest duet Merkucja (Marcin Sianko) i Benvolia (Daniel Malchar). Ciekawe role stworzyli także Agnieszka Judycka jako matka Julii oraz Grzegorz Mielczarek w roli ojca Laurentego. Pomimo tragicznego zakończenia sztuki publiczność nie opuszcza teatru zasmucona. Nie wychodzi też znużona trwającym blisko trzy godziny spektaklem. Atrakcyjna forma i świeżość koncepcji przedstawienia dają satysfakcję najbardziej wybrednym widzom. A zaspokoić gusta mocno zróżnicowanej wiekowo widowni to sztuka. Realizatorom krakowskiego spektaklu Romeo i Julia zdecydowanie się to udało!
całość recenzji
| |